niedziela, 22 lutego 2015

Okiem Orga – czyli relacja z turniejów Mdk – część pierwsza.


Tytułem wstępu:
„Bawię” się w organizację turniejów już ponad 15 lat, robiąc to na łamach wielu systemów.
Teraz pochłonął mnie w pełni Bolt Action.

Obecnie w Krakowie odbył się 6 turniej, który miałem przyjemność poprowadzić. Dlatego sądzę że jest to już dostatecznie dobry materiał do przemyśleń.
Zaczynając przygodę jako org zawsze wracałem z tęsknotą do czasów grania w mordheim. Gdzie jakość stołu i pomalowanych band była dla środowiska naturalnym piorytetem.
Tego niestety nie udało się osiągnąć w systemach bitewnych. I zawsze tłumaczyłem sobie to faktem, że to coś więcej niż skirmish (więcej modeli takie tam). I sam wielokrotnie grałem ,bo można, „adeptus plasticus”.

Dlatego postanowiłem, idąc za przykładem takich środowisk jak Trójmiasto czy Poznań podjąć podobną próbę w Krakowie. Budując od podstaw (w końcu to nowy system) środowisko walczyć od samego początku o hobby przez duże „H”

Efektem tych działań jest moja osobista klęska, jak hobbysty (do dziś mam nie w pełni dopieszczoną armię) i Wielki sukces maszyny napędowej jaką stworzyli chłopaki. To oni nauczyli mnie jak grać w pełni na poziomie, jak pochodzić poważnie do hobby i na koniec, że jest ono ściśle powiązane z dużą dbałością o wygląd armii i terenów.

To dzięki ich pomocy i spędzonych godzinach na wspólnej pracy, nie tylko gramy na profesjonalnych makietach (ciągle je udoskonalając), ale także widocznie nadajemy rytm, cementując tym środowisko i pokazując, że jak się chce to można wszystko :)

Czymś naturalnym stało się granie na full pomalowanych armiach, w miłej atmosferze.

Całość efekt można podziwiać choćby na ostatnim turnieju:

a) Odpowiednio wymodelowane makiety





b) W pełni pomalowane armie i to często u ludzi, którzy przychodzą na turniej po raz pierwszy!!












  1. Przyjacielska atmosfera. Nawet osoby, które wcześniej grały ostro, tutaj łagodnieją widząc ze dobra atmosfera jest ważniejsza niż przysłowiowe zapięcie.




d) Rosnąca ilość graczy. Mimo ferii i wyjazdów było nas 12. Aż strach bierze jak się wszyscy pojawią w jednym momencie – mamy nadzieje że będziemy dzięki pracy przygotowani na tyle makiet.

I mimo tego że dla mnie jako orga, system na skutek licznych terenów na stołach wymaga co najmniej zdublowania wysiłku przy każdym ich rozkładaniu (ponad 1000 terenów do rozstawienia). To jednak dzięki pomocy ludzi, czuję za każdym razem potężny zastrzyk adrenaliny. A efekt końcowy jakim jest wspólne spotkanie na turnieju przekonuje że idziemy w dobrą stronę :)


Pozdrawiam
miszczu

1 komentarz:

  1. Mój baranek Shaun wystąpił na blogu, yeeeaaa :)
    Miszczu, Bolt w Krakowie ma niesamowitą atmosferę. U nas granie przeplata się z fluffem - prawdą i fikcja historyczną. Wiedza ludzi grających jest ogromna. Po ostatnim evencie wyszedlem bogatszy nie tylko o doświadcznie w grze, ale też solidny update z historii i nowych zanjomych. Również poziom kultury na Grunwaldzie jest wysoki. Gramy aby wygrać ale nikt tu w nikogo nie rzuca kostkami, nie wyzywa, nie szarpie rulebooka. Ja trafiłem na fenomenalnych przeciwników, którzy w bardzo dżentelmeński sposób podchodzili do wszelkich wątpliwości w zasadach i sytuacji na stole. Jestem ogromnie zbudowany postawą środowiska. Mam już swoje lata, mało czasu na hobby więc tym bardziej doceniam to, że ostatnią sobotę mogłem spędzić raczej w klubie pasjonatów historią i grami niż turnieju ze spiną, 3 sędziami i laserowym dalmierzem nie wybaczającym nawet 0.01 cala pomyłki :)

    OdpowiedzUsuń